czwartek, 31 grudnia 2015

Wywiad w radio Tok fm- c diff a antybiotyki.

Na wstępie tego postu chcę wszystkim czytelnikom życzyć szczęśliwego Nowego Roku 2016!

W ostatni, poświąteczny weekend wzięłam udział w pewnym projekcie.
Miałam w wywiadzie/audycji radia Tok fm podzielić się ze słuchaczami historią mojego zachorowania na clostridium difficile, jako powikłania po antybiotykoterapii. Wspierali mnie dr Grzesiowski i Pani Ewa Podolska z Tok fm ;)

Dla mnie było do wyjątkowe, nowe, rozwijające doświadczenie, a także możliwość spotkania z doktorem, któremu wiele zawdzięczam i poznania charyzmatycznej i interesującej osoby jaką jest Pani Ewa.
Będę bardzo szczęśliwa, jeżeli moja historia pomoże innym ludziom zmagającym się z chorobą, albo stanie się kontaktem (do którego zachęcam) i wsparciem, dla bliskich takich osób.
Zachęcam do odsłuchania naszej pracy.

http://audycje.tokfm.pl/odcinek/Historia-Adriany-z-antybiotykami-w-tle/32907


poniedziałek, 28 grudnia 2015

Pearl red

Wpadłam pokazać świąteczne pazurki ;)
Hybryda na naturalnych, Semilac 070 pearl red <3
Ostatnio niesamowicie wzięło mnie na czerwienie.
Na fotkach 2 warstwy koloru, zdobienie sypkim brokatem.



piątek, 18 grudnia 2015

Pantene pro-v odżywka w piance intensywna regeneracja

Dziś kilka słów o kosmetyku, którego używam praktycznie non-stop od ponad miesiąca...i powoli zaczynam czuć się od niego uzależniona ;)
Do tej nowinki podchodziłam z wielką rezerwą i ciekawością. Odżywka w piance pod prysznic? Jak to ma niby działać? Z góry przecież wiem, że na moje bardzo długie (do talii) i latami rozjaśniane włosy większość odżywek działa słabo/lub wcale, a co mówić produkt o lekkiej, nieobciążającej formule pianki dedykowany włosom cienkim? To się nie może udać...A jednak!
Ta lekka piankowa odżywka dla moich przesuszonych sezonem grzewczym włosów okazała się hitem! Co roku mam ten sam problem- skóra głowy się przetłuszcza, a końcówki suche na pieprz. Stosowanie bogatszej pielęgnacji w postaci masek do włosów, nie pomaga niestety skórze. A u mnie, jak nigdy, w tym roku pojawił się dość mocno problem wypadania włosów ;(

+ cena/wydajność (ok. 10zł 180ml, używam już ponad miesiąc i nie dobiłam dna)
+ lekka konsystencja, nie obciąża włosów
+ wygodna aplikacja, szybkie spłukiwanie
+ piękny, fryzjerski zapach, który nie męczy
+ można stosować od cebulek po końcówki
+ włosy są po wysuszeniu miękkie, gładkie, jedwabiste, dobrze się rozczesują

Minusów...nie widzę. Jeżeli jednak liczymy na wielkie odżywienie to się zawiedziemy. Odżywka działa doraźnie, od mycia do mycia. Włosy po niej się dobrze rozczesują i układają, przy czym nie są obciążone, więc produkt spełnia obietnice. Jako jedyny i wyłączny produkt pielęgnacyjny będzie o wiele za słaba, chyba że mamy cienkie, zdrowe, naturalne włosy.
Jako uzupełnienie intensywnej "zimowej" pielęgnacji- polecam ;)





czwartek, 26 listopada 2015

Mocne decyzje i zmiany.

Dawno się nie odzywałam, wiem, jestem okropna.
Niemniej bardzo dziękuję Wam, że nadal tu jesteście <3 dziękuję też za maile przywołujące mnie na bloga :]
W moim życiu sporo się zmieniło, podjęłam bardzo ważne życiowe zmiany i czas pokaże czy wyjdzie mi to na dobre. Zapowiada się super ;) Zrezygnowałam z pracy, która przyczyniała się do mojej frustracji (nie mogłam rozwinąć tam skrzydeł) i zmęczenia, ale nie było mi dane odpocząć, ponieważ pojawiła się w szybkim czasie oferta o 100% lepsza! Życie zaskakuje i nie wolno się poddawać, chociaż bywa ciężko, gdy jesteśmy w samym centrum przykrych wydarzeń. Wtedy liczy się wsparcie najbliższych, którzy rozświetlają nam każdy pochmurny dzień i nie pozwalają się poddać i  biernie godzić z losem (sis, mąż, mama <3). A już totalnie na nogi postawiły mnie słowa siostry: "równaj do tych najlepszych, nie patrz na tych słabszych". Kocham cię siostrzyczko ;*
Cała sytuacja ma te plusy, że będę pojawiać się znów na blogu. Mam nadzieję, że cieszycie się ;)
Na koniec fotki nowych pazurów, "mega moje".



                                                                z lampą błyskową

poniedziałek, 20 lipca 2015

Szampon Natura Siberica Loves Estonia

Witajcie Kochani ;*
Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o niezwykłym szamponie, który totalnie podbił moje serce i obecnie jest numerem 1 w pielęgnacji moich kłaczków ;)
Zawsze byłam sceptyczna jeśli chodzi o nastające mody. Tak też do mody na rosyjskie kosmetyki podeszłam wyjątkowo na spokojnie. Pierwsze podejście było mocno nieudane- szampon bania Agafii 18 ziół cedrowy okazał się koszmarem! Miałam po nim suche na wiór włosy, swędzącą skórę i do tego paskudnie pachniał ;/ Spróbowałam więc innej rosyjskiej marki.
Szampon Loves Estonia poleciła mi przeurocza ekspedientka w sklepiku zielarskim ;)
I trafiła w mój gust wyśmienicie!
Szampon NS Loves Estonia przeznaczony jest do wszystkich rodzajów włosów. Muszę przyznać, że właśnie tego typu kosmetyki ostatnio wybieram- mam dość podziałów na farbowane, normalne itp. Pamiętajmy, że szampon ma być dobrany do skóry, nie włosów!
Loves Estonia to linia regenerująca. Moje oczekiwania nie były zbyt wygórowane-  szampon miał nie podrażniać skóry, nie przyspieszać przetłuszczania, nie wysuszyć włosów, nie kołtunić nadmiernie podczas mycia.
Wszystko to spełnia! Do tego co mnie zaskoczyło- zniknęło totalnie swędzenie skóry, które od lat było moim największym problemem! Nie ma łupieżu, krostek, podrażnień!
Włosy po umyciu są lekko tępe, po nałożeniu obojętnej odżywki to mija. Kiedy włosy wyschną są nieziemsko miękkie, łatwo się układają, lśnią. Nie są obciążone ani przyklapnięte, jednak są gładkie, niespuszone.
Nie będę rozpisywać się o wszystkich ekstraktach jakie ten kosmetyk zawiera, zostawiam zainteresowanym fotki składu.W każdym razie zawiera dużo składników naturalnych, nie ma w nim parabenów ani SLS. Na własnej skórze czuję, że zawiera naprawdę delikatne składniki myjące, ale myje skutecznie. Pieni się ciut mniej od zwykłych szamponów, taką miękką żelową pianką, bo ma konsystencję przezroczystego  rzadkiego żelu o zapachu lekko cytrusowym.
Dla mnie hit! Polecam wszystkim wrażliwcom!
Aha i co ważne zauważyłam, że dużo mniej spiera farbę z włosów niż popularne szampony. I jest warty swojej ceny- ja stacjonarnie płaciłam 20zł/400ml.
Macie ulubieńców z Natury Siberici?





Ps. Mam też dla Was troszkę prywaty ;) Od sierpnia prawdopodobnie znów będę musiała zniknąć z bloga, co mnie martwi...Zaczynam nową pracę, bardzo się na nią cieszę, bo wreszcie stanęłam przed szansą rozwoju w branży, którą kocham <3 Będzie to jednak wymagać ode mnie wiele sił, samodyscypliny, czasu...Ale kto mnie zna, ten wie, że ja zawsze jeśli coś robię to daję 200% ;) albo nie robię nic. Nie umiem inaczej. Taka już jestem. Będę starała się do Was zaglądać jak najczęściej choć na krótko, żeby tylko dawać znać co u mnie.
Może wreszcie będę mogła spotkać się z niektórymi z Was na żywo ;) ale ciiii...nie zapeszam ;)
Buziaki Kochani!

czwartek, 16 lipca 2015

Lakier Rimmel 270 Sweet Retreat

Dziś o lakierze, który w ostatnim czasie bardzo mnie zawiódł ;(
Miałam już swoich ulubieńców od Rimmela, sęk w tym, że były to kolory intensywne lub ciemne/dobrze napigmentowane i kryjące- fuksja, granat, fiolet.
Tym razem skusiłam się na kolor z nowej serii Rita Ora i lipa.
Może problem w tym, że obecnie wybrałam dla siebie jasny, pastelowy róż? Kolory jasne, pastele, nude zwykle mają troszkę gorsze krycie, ale żeby do tego stopnia? Nałożyłam na pazurki 2 dosyć grube warstwy i opanowała mnie wściekłość jak to możliwe, żeby tak piękny kolor zostawiał koszmarne smugi, do tego przez godzinę zastygł jedynie do konsystencji gumy?
Wielki zawód, więc nową serię już sobie odpuszczę ;(
Lubicie nowego Rimmela? Macie ulubieńców?




poniedziałek, 13 lipca 2015

Bruzdowanie paznokci.

Bruzdowanie paznokci to nic innego, jak pojawianie się na płytce paznokci pionowych lub poziomych "krech"(bruzd). Najczęściej informuje nas to o tym, że w naszym organizmie dzieje się coś bardzo złego, albo może świadczyć o starzeniu organizmu (u ludzi starszych jest to normalna zmiana płytki).
Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat o tym piszę...
Niestety choroby jakie mam już za sobą (ukł.pokarmowy, krążenia), pozostawiły mi ten przykry ślad, którego ze względu na wykonywany zawód trochę się wstydzę. Oczywiście mogłabym to zamaskować w dalszym ciągu pokrywając płytkę żelem uv, jednak mam świadomość, że problem nie zniknie z mojej głowy nawet wtedy, gdy wszyscy wokół nie będą mieć pojęcia, że mnie dotyczy.
Zawsze byłam osobą, która raczej nie ucieka przed problemem lecz "bierze byka za rogi".
Pamiętacie moją ostatnią złość na wychwalany lakier w blogosferze, który bardzo mnie zawiódł? Następny post będzie jego recenzją. Ale moja złość właśnie dlatego była tak duża, bo nie pogodziłam się z pazurkami, które niepomalowane/pomalowane słabej jakości lakierem przypominają bardziej szlif kryształu swarovskiego niż taflę lustra ;/
Pewnie i tak powinnam się cieszyć, że pomimo tego, jestem w stanie zapuścić paznokcie tak długie jak zechcę, bo bruzdy u mnie nie mają wpływu na łamliwość czy kruchość płytki, a stanowią jedynie mankament estetyczny.
Jak z tym walczę?
- stosuje lakier podkładowy, najczęściej jest to utwardzacz do paznokci
- muszę używać lakierów dobrej jakości, te stosowane dawniej obecnie już się nie sprawdzają chyba że...
- pokrywam paznokcie polakierowane kolorem, topem z drobinkami, brokatem, piegami itp.
- wszelkie lakiery strukturalne/piaski to moja nowa miłość <3
- mogłabym przed malowaniem dość mocno wypolerować płytki, jednak niesie to ze sobą osłabienie ich i narażenie na łatwiejsze złamania, dlatego tego nie robię.
Notkę napisałam, bo może są wśród Was osoby z tym problemem, a do końca nie wiedza jak sobie radzić.
Ja już sobie radzę. Tym mocniej, że znalazłam lakier-ideał, którego cenę mogę przeboleć ze względu, że mogę malować nim już 1 warstwę i trzyma się ponad tydzień ;)
I foteczka jak dobrze mogą wyglądać moje pazurki <3 Tylko utwardzacz i 1 warstwa lakieru.



środa, 8 lipca 2015

Maska Kallos Blueberry

Mogłabym napisać krótko- HIT na moich włosach.
W życiu nie spodziewałabym się, że poczuję znów to, co wiele lat temu, kiedy Kallos wchodził na nasz polski rynek jako kosmetyk wyłącznie dla profesjonalistów.

Kallos Blueberry 

Producent opisuje ją jako maskę rewitalizującą i rzeczywiście tak można by określić jej działanie. Dedykowana włosom suchym, zniszczonym, po zabiegach fryzjerskich.
Jeśli chodzi o skład maska zawiera: silikony, olej z awokado, ekstrakt z czarnych jagód, wit.B3, wit.B5.
Maska ta jest typowo natłuszczająco-nawilżającym produktem, nie zawiera protein.

+ konsystencja biały krem
+ ładny, delikatny zapach pudrowo-kwiatowy, nie czuć go na suchych włosach
+ cena/wydajność/jakość ok.15zł/1l
+ cudownie zmiękcza włosy
+ doskonale je wygładza i lekko dociąża końcówki
+ nadaje blask
+ ułatwia rozczesywanie

Dla mnie-CUDO!
Po tej masce możecie oczekiwać, że włosy staną się zabójczo miękkie, podatne na układanie, gładkie i delikatne jak jedwab <3 Produkt wpisuje się w 100% w potrzeby moich włosów i moje oczekiwania wobec tego typu kosmetyku. Nakładam ją po umyciu włosów szamponem na 2-3 minuty i zmywam, czyli dość szybko, nie przetrzymuje nie wiadomo ile czasu.
Żeby nie być gołosłowną załączam fotki po tym produkcie ;)
Wybaczcie przekłamanie kolorów- światło łazienkowe ;/ nie mam fotografa ;/
Polecam z głębi serca!

A może już znacie tą maseczkę?










wtorek, 30 czerwca 2015

Maska Kallos Algae i obecna pielęgnacja włosów

Jak wiecie w moim życiu ostatnio ciągle coś się dzieje, nie mam więc tyle czasu na dbanie o siebie ile bym chciała. Do tego zmiana warunków mieszkalnych dołożyła swoje- wilgotność w domu to około 60-70%, inna woda itp.
Efekty pojawiły się momentalnie- włosy stały się bardzo suche, końcówki zaczęły łamać i rozdwajać (już podcięte). Powrócił problem z rozczesywaniem- poplątane, suche włosy, więc wyrywanie co rano garści mimo dobrych szczotek.
Zaczęłam plan naprawczy.
Po pierwsze zmiana mocno oczyszczających szamponów na delikatniejsze. I mycie odżywką.
Po drugie zmiana odżywek na maski. RÓŻNE i DUŻO.
Po trzecie usunięcie zniszczeń- to już odhaczone.

Chwilę zajęło mi zgłębienie obecnych tendencji na rynku fryzjerskim, odwiedziłam kilka zaprzyjaźnionych hurtowni. Do domu wróciłam zadowolona, bo trochę masek kupiłam i wcale nie zapłaciłam wielkiej sumy. Możecie się cieszyć, bo będzie trochę recenzji w najbliższym czasie ;)

Dziś o Kallos Algae.
Jest to ciekawa maska nawilżająca.
Przyznaję, że mocno musiałam się nad nią zastanowić i bałam się jej. Moje suche i zniszczone rozjaśnianiem włosy źle reagują na większość protein (ta maska ich nie zawiera), ale i na większość kosmetyków nawilżających.
Pomyślałam jednak, patrząc na skład, że nawet jeżeli włosy nie będą po tej masce do końca ładne, to najważniejsze, że ma poprawić się ich kondycja, a nad efektem wizualnym popracuję inaczej.
Maska zawiera silikony i ekstrakty roślinne: olej z oliwek, ekstrakty z morszczyna pęcherzykowatego, laminarii mikronizowanej, spiruliny, czerwonych i brunatnych alg (algi i glony).
Milczeniem pominę opis maski przez producenta i ilość literówek na etykiecie

 ale wrzucam fotki, więc możecie się pośmiać
+ konsystencja maski- biały krem
+ zapach neutralny- lekko oliwkowy, nie wyczuwam na włosach po wyschnięciu (to lubię)
+ cena/pojemność ok. 15zł/1l
+ nawilża włosy
+ zmiękcza
+ nadaje włosom piękny połysk
+ ułatwia rozczesywanie

+/- jest lekka, nie dociąża końcówek, taka "maska-odżywka"

-  dobę od mycia włosy są spuszone! Po nocy ulegają wygładzeniu (moje włosy właśnie tak reagują na produkty nawilżające)
- sama nie jest w stanie "naprawić" nam włosów, jest zbyt słaba
- nie zawsze radzi sobie z końcówkami (dalej suche, spuszone)

Nie umiałabym jednoznacznie powiedzieć czy ta maska jest dobra czy zła. Jako jedynej maseczki do pielęgnacji bym jej nie poleciła. Jako uzupełnienie tak, raczej na co dzień ze względu na lekkość.
Spróbuję jeszcze umyć nią włosy i wtedy dopiszę swoje odczucia.
Osoby o naturalnych, niezniszczonych i prostych włosach powinna zachwycić.






A jaka jest Wasza opinia o tej masce?


piątek, 26 czerwca 2015

Szczotki do włosów, które musisz mieć!

Tak, jak wspomniałam w poprzedniej notce- tym razem o szczotkach.
Wiecie pewnie, że niewiele jest narzędzi do czesania, które zyskują moją aprobatę.
Grzebień z szerokim rozstawem zębów- oczywiste. Absolutna podstawa. Drewniany czy plastikowy- obojętne, choć wiadomo, że plastik łatwiej utrzymać w czystości.

Świat zwariował na punkcie tangle teezer- dla mnie porażka. Wersja original na moich włosach poniosła klęskę. Nie dosyć, że rozczesanie nią wysuszonych po umyciu włosów graniczyło z cudem ( za krótkie ząbki? włosy zbyt gęste?), to jeszcze okrutnie puszyła mi włosy (a miała wygładzać!) i dobijała końcówki- stawały się suche, sztywne, zaczynały rozdwajać i łamać.

Metodą prób i błędów w końcu odkryłam narzędzia idealne dla moich włosów.
Włosowo-czesaniowy święty Graal ;D


Szczotka z Rossmanna, o której już pisałam KLIK!

Tamtą co prawda zgubiłam, ale odkupiłam sobie prawie identyczną- obecne mają troszkę grubsze igiełki. Mam ją już rok i nic złego się nie dzieje, jak nówka. Pytaliście jak ją czyścić, bo mycie wodą powoduje dostawanie się jej pod gumową poduszke, potem ta woda kiśnie, wiadomo- wilgoć, brudy fuj...
Więc ja swojej absolutnie nie moczę myjąc wodą z szamponem/mydłem, tylko czyszczę spryskując alkoholem do dezynfekcji (izopropanol). Spryskuję cleanerem (do paznokci) aż będzie wszędzie mokra, potem przecieram ręcznikiem papierowym, a reszta odparuje. I gotowe.
Polecam Wam taki sposób, cleaner jest taniutki w hurtowniach kosmetycznych, a można i spryskać spirytusem aptecznym i też będzie dobrze.
Moje zdanie o tej szczotce jest takie jak wcześniej, dlatego przytoczyłam dawny wpis.

No i nowość...
Pojawiła się w R. niedawno...za 19.90zł.
Szczotka a'la detangler(?) Franck Provost


Ma nadawać się do wszystkich rodzajów włosów, wygładzać i rozczesywać. I robi to świetnie.
Po porażce z TT nie dawałam jej żadnych szans, ba! oglądałam ją z 15 minut przed zakupem, jednak przekonało mnie, że ma dużo miększe (elastyczne) igiełki.
Doskonale radzi sobie z rozczesaniem moich włosów, zarówno suchych jak i lekko wilgotnych. Nie ciągnie. Nie wyrywa włosów, kiedy rozczesuję je od końcówek ku górze partiami. Wygładza i to uwielbiam <3 Nie elektryzuje włosów. Genialnie łatwo się czyści. Genialnie wyprofilowana, nie wypada z ręki, gładko i sprawnie sunie po pasmach. Do tego śliczna i tania ;3
Jeśli chodzi o kwestie czesania- moje włosy więcej nie potrzebują. Polecam!

A co jest waszym ulubionym "czesadłem" na co dzień? Jestem bardzo ciekawa ;)


czwartek, 25 czerwca 2015

Nadchodzę ;D

Tym razem już naprawdę- obiecuję!


Wiem, że powinnam zebrać niezłe baty za obiecane wpisy, a tu...cisza.
Niestety dotąd nie wyrabiałam się z niczym, ale czuję się usprawiedliwiona- kończymy remont, miałam mnóstwo spraw do załatwienia, do tego codzienne życie, gościny i prowadzenie domu...długo wymieniać. Dla poprawy humoru "Bunny sprzątaczka" ;D

A psisko (Lola) zakochane w podłogówce (o.O) zamieszkało w łazience,a mimo to 
ani myśli pomagać...generalnie to nikt nie pomaga, chociaż wielu obiecywało ;/ ŻYCIE> więc czemu się dziwię???! tak jest ZAWSZE. Ale to nic, co nas nie zabije to nas wzmocni! Najwyżej mi ręce odpadną ;D i będzie spokój.
Spędzałam też ostatnie chwile z ukochanym tatą <3 Mam nadzieję, że czas szybko zleci i niedługo znów się zobaczymy na dłużej. Blisko pół roku razem <3 Warto było dożyć tych chwil!
 Teraz powinnam mieć więcej czasu wolnego, więc szykuję wpisy dla Was. A najbliższy o szczotkach, bez których nie ma życia ;) Zapraszam z góry i do sklikania Kochani "czytacze"!
Ps. Muszę się znów przyzwyczaić do tego miejsca, żeby regularnie pisać, pomożecie? ;* A całkiem serio, to już tęskniło mi się za pisaniem, mam tyle tematów, tyle bym chciała Wam opowiedzieć rzeczy z branży ale i bzdurek...Jakieś sugestie o czym najpierw? @ się nazbierało, więc przepraszam, że znów nie odpisuję ;(

wtorek, 2 czerwca 2015

Golden Rose Color expert nail laquer 16 i Vipera Polka nail polish 68

Miałam pisać jutro, ale znalazłam chwilkę dziś ;)
Prezentacja obecnego mani.

                                  Vipera Polka 68 i Golden Rose Color expert 16



Lakier Golden Rose troszeczkę mnie zawiódł. Nie wiem czy to specyfika akurat tego koloru, niemniej do pełnego krycia wymaga 2 warstw (standard), a malowanie nim paznokci wymaga cierpliwości i wprawy.
Jak dla mnie ma zbyt kremową i gęstą konsystencję, przez co robi smugi, a nałożenie drugiej warstwy je co prawda niweluje, jednak podkreśla wszystkie nierówności. Ideałem jest położyć na niego rzadki top, który wszystko wyrówna, tylko pytanie jest o sens kupienia w takim przypadku lakieru GR dla jego niesamowitego szklanego połysku ;/
Ja kupiłam ze względu na kolor, którego od dłuższego czasu poszukiwałam, taki "plastikowy róż barbi", nie jasny pudrowy ani też nie neonowy czy fuksja.
Trwałość w porządku (do tygodnia), schnięcie ok, tylko ten komfort malowania na minus...
Cena w miarę ok.6-7zł.
Polecam osobom mającym wprawę w malowaniu, inaczej zjecie go ze złości ;)

Co do lakieru Vipera Polka to jest boski! Świetnie zaprojektowany top z niteczkami, piegami i brokatem holo, którego idealna konsystencja sprawia, że proces aplikacji jest bajkowy, a wszelkie drobinki są idealnie wtopione i tworzą lustrzaną taflę. Do tego mała pojemność 5ml, więc i niska cena- ok.5zł. Moje serce podbił, więc w najbliższym czasie planuję przyjrzeć się innym kolorom od Vipery ;) i ich lakierom piaskowym <3

Znacie te lakiery? Jaka jest Wasza opinia?

wtorek, 14 kwietnia 2015

14.04.2015

Witajcie Kochani ;*
Pojawiam się wywołana przez Was, żeby opowiedzieć co u mnie.
ŻYJĘ. To chyba najważniejsze. Cierpię jednak na okropny brak czasu. Z drugiej strony mogłabym się cieszyć, że na takich obrotach nie żyłam nigdy.

Odnośnie mojego zdrowia. Dzięki Bogu, żadne przeziębienie/grypa (odpukać!) mnie nie dopadło. Mogę więc być dumna, że mimo całej tej akcji z c diff organizm się nie poddał i ostatni raz katar miałam ze 2.5 roku temu...Od tygodnia przechodzę jakieś załamanie, męczące bóle brzucha w dolnej lewej części, skurcze jelit, częste wycieczki do wc itp. W końcu napisałam do mojego kochanego lekarza o pomoc, co tu robić i czy c diff może wrócić sam z siebie? Odpisał szybciutko, jak zawsze na posterunku <3 ( przepraszam za niedzielę ;/ ), że to bardzo rzadkie ale możliwe...możliwe pod tym względem, że mam gdzieś obok nosiciela, który stanowi moje źródło zakażenia. Tak więc wczoraj się poddałam i puściłam do lab testy...pierwszy wynik mam już negatywny, czekam na drugi....oby był minus! to będzie znak, że tym razem co innego morduje- a może, bo mamy wiosnę, a ja jestem "wrzodowcem" i od 2 lat zawsze załamanie żołądkowo-jelitowe mam w kwietniu ( rok temu zaczęła się akcja z wyganianiem helicobaktera i potem c diff właśnie w kwietniu). Z ciekawostek jakich się dowiedziałam to również nosicielem może być zwierzę np. pies. ;( Chwilowo miałam "dramat", podejrzewałam już wszystkich wokół plus zwierzaki, że to one chcą mnie dobić, dziś już jakoś się opanowałam- przecież c diff może być wszędzie. Nigdy nie znajdę "jednego winowajcy". Nie mogę świrować. Na szczęście (odpukać ponownie!) od wczoraj bóle lekko zelżały, może będzie dobrze.

Od razu odpiszę Wam tu na maile, nie gniewajcie się. Ale bardzo brak mi czasu. Porad fryzjerskich nie ma!
Droga K.!
U mnie jelito drażliwe to kwestia kilku ostatnich lat. Podejrzewam, że przyczyną była infekcja c diff 8 lat temu ( wtedy nie wykryta!), a zespół jelita drażliwego już ze mną został. Na pewno pomogłam mu swoją nerwowością, pesymizmem i nieumiejętnością wyrażania złości na zewnątrz. Kiedyś któryś z lekarzy mi powiedział, że właśnie osoby, które duszą w sobie emocje i nie umieją ich rozładować sprawiają, że wszystko kumuluje się w brzuchu- i to racja, przynajmniej ja jestem wzorcowym przykładem. Do tego dołóżmy problemy z jedzeniem, stan zapalny przewlekły w żołądku i helikobakter...może być drażliwe. Dla mnie dotąd był to mit wymyślany przez gastrologów jak nie umieli "dodiagnozować". Dziś czuję, że coś w tym jest, bo u mnie zostało coś takiego poinfekcyjnie- teraz od listopada. Wiemy, że przeszczep zadziałał, zaczęłam jeść wszystko. A mimo to są dni, że mogę jeść to samo i nagle mi szkodzi. Nie do wytłumaczenia. Pocieszać się mogę, że drażliwe powinno kiedyś ustąpić. Na razie mam nasilone, dużo bólu, ale i dużo nerwów.
Generalnie dziś mam świadomość, że sobie pogorszyłam próbą wybicia heliko- nie trzeba było tego ruszać! Nie mam wrzodów jako takich, a heliko ma  ok. 80% Polaków (czytałam jakieś badanie...). To nie znaczy, że wszyscy mają wrzody ;/
ZJD może wystąpić po każdej kuracji antybiotykowej, bo niszczymy fizjologiczną florę.
Mogę tylko ci poradzić zrobić testy z kału- posiew rozszerzony ( beztlenowce, bakterie tlenowe, grzyby), pasożyty i zobaczysz czy coś nie wyjdzie. Nie wiem czy miałaś  kiedykolwiek gastroskopię i kolonoskopię, ale może warto rozważyć? ( Nie jestem lekarzem).
Jak coś jeszcze pytaj ;)

Droga moja Eveline ;*
Jak się mam? Zmęczona ;( Totalny hardkor w życiu. Ale oby się niedługo to wariactwo skończyło.
Z tatą wszystko dobrze ( dzięki Wam za kciuki Kochani!), byliśmy na kontroli i serce pracuje w 58% ( a u zdrowego człowieka w 60% wydajności), blizny się świetnie zrastają. Bierze leki i żyje zdrowo, rzucił palenie- moje pilnowanie coś dało! Mam poczucie dumy, że dałam radę. Że wyciągnęłam go z jego problemów. Ciśnienie ma książkowe.
Jem wszystko (prócz śmietany i niezdrowego jedzenia), farbuje nadal CV12.  Odzyskałam dawną wagę 51kg. Remont prawie ukończony, planuję przeprowadzkę na weekend majowy. Czyli tak naprawdę zajęło nam to około 1.5 miesiąca. Było ciężko, ekstremalnie, ale los zesłał mi cudownych, dobrych ludzi- a jak człowiek nie jest sam to można wszystko! Jakby ktoś potrzebował dobrych fachowców z Lublina i okolic od budowy/remontów to mogę polecić na priv ;)
Co do helicobakter i wypadania włosów. Ja się z tą teorią nie mogę zgodzić, bo jak wyżej wspomniałam- szacuje się, że do 80% Polaków może mieć helico. Czy aż tyle osób ma problemy z wypadaniem? NIE. Ja bym się dalej czepiała twojej morfologii...zrobiłaś ale taką szeroką, porządną? Rozumiem, że lekami jesteś ustawiona dobrze (endo). Wypadanie cały czas czy była przerwa? Może to na wiosnę?
Dziękuję za pamięć ;*

No i to tyle co u mnie.
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za maile, za pamięć, za kciuki!
Jak tylko się przeprowadzę, zwolnię troszkę tempo, to wrócę na bloga ;) Mam nadzieję, że już niedługo, a na pewno jestem tego coraz bliższa.
Buziaki i trzymajcie się ciepło i zdrowo, do następnego!

Ps. Słodka focia z mężem ;D Nie miałam innego zdjęcia jako ilustracji do notki ;P

poniedziałek, 16 lutego 2015

16.02.2015

Chcę napisać co u mnie. Jeśli jesteście zainteresowani czytajcie, jeśli nie to wiadomo co robić- [X]

Odnośnie przeszczepu flory jelitowej.
Dostaję od Was sporo maili, bardzo jest mi przykro, że tak wiele osób zmaga się z problemami jelitowymi, w tym z infekcją c diff jak ja wcześniej ;( To okropne, że wciąż wielu lekarzy nie ma pojęcia z czym ma do czynienia, albo bagatelizuje problem!
Jedyne co mogę dla Was zrobić to przekierowuję Was. Dajcie czasem znać jak historia się potoczyła. Nie musi być szczegółów, tylko czy do zabiegu doszło i jak się dziś czujecie.
U mnie mija właśnie 12 tygodni od zabiegu.
Do 8 tygodnia "po" drżałam przed nawrotem (choć ja je miałam w 3 tygodniu, no ale źródła podają, że zagrożenie jest do 8 tyg.). Teraz jem już wszystko. Oprócz śmietany i mleka. Nie jem zup i sosów ze śmietaną, ani nie piję mleka. Przetwory mleczne jak najbardziej są ok- jogurty, kefiry, serki homo itp. Cała reszta "wchodzi" i nie ma większych pogorszeń ze strony układu pokarmowego. Minęły zgagi i bóle w nadbrzuszu, a nie stosuję IPP, Ranigastu, Manti itp.
Jedno czego jestem pewna, to  jeżeli przesadzę z glutenem, ns. dnia po rannym spacerku do wc mam skurcze jelit do południa ;/ Jeżeli jednak się pilnuję, pojem dużo fajnych dla jelit rzeczy- błonnik ( najlepiej ten rozpuszczalny), jogurty z dobrymi bakteriami- to żyję już jak normalny człowiek!
Jestem przeszczęśliwa, a moja rodzina odetchnęła z ulgą.
Oczywiście uważam na siebie, żeby się nie przeziębić i jem tylko to, co sama zrobię albo jest z pewnego źródła. I dbam o świeżość tego co jem. Gotuję codziennie lub co 2 dzień, nigdy nie jem niczego co w lodówce jest dłużej. I nie jem śmieciowego żarcia.

Odnośnie życia...
Zniknęłam na chwilę, a teraz może uda się wrócić.
Życie pisze niesamowite scenariusze...
Miałam ruszyć do pracy, a na razie to się nie stanie. Po śmierci mojego ukochanego dziadka w listopadzie, w grudniu tuż po świętach, w wypadku zmarła nagle moja babcia- zaczadziła się w mieszkaniu w bloku! Na jej pogrzeb przyleciał z USA mój tata, a w dniu wylotu, 5 dni później, na lotnisku tuż przed nadaniem bagażu stracił przytomność ;/ Dzięki szybkiej reakcji pracowników Okęcia udało się mu uratować życie.
Trafił do warszawskiego szpitala z podejrzeniem udaru...dobę był nieprzytomny/bez kontaktu.
To były chyba kolejne najczarniejsze chwile mojego życia. Towarzyszyło mi uczucie jak na pogrzebie dziadka- że za moment zwariuję...było mi słabo i zimno, ręce drętwiały i traciłam czucie, myśli mąciły najprostsze działania. W drugiej dobie szpitalnej, po tomografii i innych badaniach okazało się, że to nie udar, lecz...zawał prawdopodobnie z wcześniejszym atakiem padaczkowym (tej jednak nie stwierdzono)! Przewieziono go z OIONu na OIOK.
Przytomność odzyskał, lecz kolejne badania były bezlitosne- musiał mieć natychmiastowo robione bajpasy. Z założenia miało być ich 3, zrobiono chyba 5...
Operację przeżył, w szpitalu spędził miesiąc. Olbrzymie podziękowania dla warszawskich kardiologów i kardiochirurgów- jesteście niesamowici!
Teraz tata jest już u mnie, każdego dnia pod moimi "skrzydłami". Moje życie zawodowe musi w takich okolicznościach znów zaczekać.
Przede mną jeszcze remont domu po dziadku, żeby móc przestać mieszkać na stancji.
Czuję się jak na karuzeli. Wszystko wali się na głowę.
Jednak jestem dobrej myśli.
Bóg ocalił mojego tatę, bo wiedział jak bardzo jest mi potrzebny po tylu latach rozłąki. Lekarze mówili, że miał 15% na przeżycie i się udało. Operacja jak na razie nie miała powikłań. Tata czuje się znośnie, są gorsze momenty, ale ŻYJE i wierzę, że będzie całkowicie sprawny, samodzielny za kilka miesięcy.
W walentynki byłam u dziadka na grobie i wiecie co mi się przydarzyło? Kiedy z nim rozmawiałam, nagle usłyszałam szelest, a byłam całkiem sama... śliczna ruda wiewiórka skoczyła obok mnie, popatrzyła na mnie i przemknęła wokół grobu dziadków.
Kolejny znak.
Muszę wierzyć, że wszystko dobrze się skończy. To tylko kolejna próba i muszę wykazać się cierpliwością, wytrwałością, odpowiedzialnością, ogromem miłości i oddania.
Trzymajcie kciuki za mnie i tatę.
Do następnego Kochani!