środa, 22 stycznia 2014

Dlaczego farby do włosów mają różne proporcje?

Wpis z serii na życzenie czytelników.

Każdy, kto choć kilka razy w życiu poddawał swoje włosy koloryzacji, na pewno zauważył, że zależnie od marki produktu, poziomu trwałości, poziomu kolorystycznego itp. różne farby mają różny stosunek kremu koloryzującego do utleniacza.
Dlaczego tak jest?
Dlaczego jedne farby mają konsystencję żelową, inne kremową, jeszcze inne są grudkowate? Są rzadkie jak woda albo gęste jak ubita śmietana? Jaki ma to wpływ na efekt koloryzacji?
I czy proporcje mają wpływ na zniszczenia włosów?
Postaram się Wam krótko odpowiedzieć, bo wiem, że wiele/u z Was bardzo nurtują powyższe pytania ;)

Najczęstszą spotykaną proporcją kremu koloryzującego do utleniacza jest 1:1. Oznacza to tyle, że należy do sporządzenia mieszanki wykorzystać tyle samo ml/g farby co oksydantu. Taka proporcja występuje najczęściej w farbach trwałych o podstawowych odcieniach od czerni do bardzo jasnego blondu (poziomy 1-9 lub 1-10).
W farbach superrozjaśniających występuje już proporcja 1:1.5 lub 1:2. Wszystko dlatego, gdyż do uzyskania maksymalnie jasnego koloru nie wystarczy rozjaśniająca formuła farby, do tego potrzeba też większej dawki tlenu w procesie jaki zachodzi na włosach i dostarczamy go poprzez większą ilość utleniacza. Czy niszczy to bardziej włosy? Raczej nie, nie wiązałabym tego z ilością oksydantu, co różnicą w zachodzących procesach zwykłego farbowania a farbowania rozjaśniającego (farbami rozjaśniającymi). Ma to związek bardziej z % użytego oksydantu niż jego ilości.
Proporcje są różne w zależności od producenta farby- to on poprzez wiele testów opracował proporcje tak, by efekty koloryzacji były jak najlepsze. Nie uważam, by farba superrozjaśniająca 1:2 niszczyła bardziej niż taka 1:1 (np. sklepowa Palette). To ta 1:1 jest dużo mocniejsza w formule! Bo nie potrzebuje nadmiaru tlenu do wywołania rozjaśnienia, co jest procesem naturalnym.
Dodatkowym argumentem może być to, że farby tonujące, bezamoniakowe, touche rozrabiamy zazwyczaj 1:1.5 lub 1:2, a przecież po nich nie zauważamy zniszczeń, a wręcz pielęgnację na naszych włosach.

Od czego zależy konsystencja farby? Głównie od fantazji producenta ;) Nie ma to wpływu na efekty koloryzacji, natomiast ma na komfort pracy z produktem. Tak jak różne są konsystencje mieszanek, tak różne preferencje konsumentów np. Palette jest farbą typowo kremową (ICC, NCC), Londa bywa grudkowata, a jej oksydant przypomina w buteleczce wodę...Ja osobiście wolę pracować na farbach kremowych, klasycznie rozrabianych w miseczce, nic mi wtedy nie spływa ;)
Nie przepadam za rzadkimi farbami w buteleczce z aplikatorem ;/ Ale wiele osób je chwali za łatwość i szybkość stosowania ;)
Konsystencja nie ma wpływu na to, czy dana farba niszczy nam włosy bardziej lub mniej.

Podsumowując, każde włosy są inne. Mnie pasuje sklepowa stara jak świat Paleta, inni oskarżają ją o kosmiczne zniszczenie włosów ;) Jedni kochają Londę, a inni Wella Koleston (zwłaszcza blondynki <3) Ja wielbię Alfaparf, ale L'Oreal też jest niczego sobie ;) Mogę wyliczać i wyliczać...Zawsze starajmy się odnaleźć farbę pasującą naszym włosom (nie niszczacą ich nadmiernie) i dającą efekt kolorystyczny zbliżony do naszego ideału.
Nie sugerujmy się opiniami ludzi, jak to dana farba im spaliła włosy, bo każdy ma inne włosy, co innego przeszły, inaczej o nie dba/lub nie, inaczej przeprowadza sam zabieg koloryzacji!
Podstawowe wnioski są niezmienne:
- farby rozjaśniające bardziej niszczą włosy niż zwykłe odcienie i jest to spowodowane innym procesem jaki zachodzi na włosach (mamy utlenienie własnego pigmentu, wywołanie sztucznego i wprowadzenie go)
- farby rozjaśniające mniej niszczą włosy niż rozjaśniacz, bo włos nie pozostaje pusty!
- przy bardzo ciemnych włosach lepiej jest lekko pojaśnić je rozjaśniaczem na niskim % i stonować docelową farbą również na niskim %, niż katować włosy kilka razy blondem na 12% ;/
- farba z dosypanym rozjaśniaczem proszkowym to totalna pomyłka! kto nie wierzy zapraszam do wpisu o np. Palette 100- po moich włosach zobaczycie różnicę ;)
- najdelikatniejszymi farbami są kremy koloryzujące typu touche, tonują jedynie nasz naturalny kolor i uważam, że są świetnym wyjściem gdy chcemy podrasować nasz naturalny kolor albo gdy włosy są już mocno uwrażliwione
- włos poddany koloryzacji nigdy nie będzie w identycznej kondycji i strukturze co włos naturalny, już najniższy oksydant podrywa lekko łuski włosa i zmienia ich wewnętrzną strukturę.
- jeśli znaleźliśmy już naszą farbę idealną to nie katujmy długości włosów bez potrzeby co miesięcznym odświeżaniem koloru, farbujmy same odrosty, raz na jakiś czas wykonujmy malaks czy krótkie odświeżenie koloru
- zanim poddamy włosy kolejnej koloryzacji...dobrze przemyślmy za i przeciw i nigdy nie farbujmy włosów pod wpływem chwili, bo później się tego gorzko żałuje. Włosy szybko się tylko niszczy!

Mam nadzieję, że wpis się podobał ;)
Także Kochani! Albo włosy farbujemy/rozjaśniamy i nie narzekamy jak to je zniszczyliśmy, albo zostawiamy je naturze i...wzdychamy nad wymarzonym kolorem tych, którzy się zniszczeń nie boją ;D
Buziaki!

Tak więc ALBO...



ALBO...

                                                                    zdjęcia- internet

poniedziałek, 20 stycznia 2014

L'Oreal Casting 1021 jasny blond perłowy

Dziś przedstawiam efekty koloryzacji Castingiem na modelce Lavii.
1021 to odcień lekko rozjaśniający, jasny blond perłowy.
Lavia ma jasną swoją naturę, coś jak jasny/średni blond. Zależało jej na pokryciu odrostów i odświeżeniu koloru na długości (wcześniej też była farbowana blondem).
Szampon koloryzujący trzymała na odrostach jedynie 15 minut, na długości około 7. Jak widać kolor wyszedł jednolity i chłodny, choć na odroście ciut cieplej.
Nie polecamy Castinga osobom o naturze ciemny blond i niżej. Pamiętajcie, że jasne blondy casting nie są zmywalne i rozjaśniają!
Wszystkim "już blondynkom" polecamy do odświeżania koloru ;) Kolor boski!
Jak Wam się podoba?

 Przed:

 Po:





środa, 15 stycznia 2014

Odżywka Garnier Fructis goodbye damage

Dziś recenzja bardzo popularnej ostatnio odżywki od Garniera.
Skusiłam się na nią, ponieważ polecił mi ją Andy i właściwie jestem w grupie docelowej odbiorców tej serii- włosy rozjaśniane i długie posiadają wiele uszkodzeń, tak więc byłam pewna, że produkt się sprawdzi.
Niestety, jeśli miałabym mianować coś najgorszym produktem roku 2013 to byłaby to właśnie ta odżywka!
Dlaczego?
Produkt o typowym zapachu dla Fructisa, typowej konsystencji i składzie- dopóki nie zastosowałam jej na włosy kilkanaście razy, nie mogłabym się do niczego przyczepić.
Skład bardzo porządny- wiele ekstraktów, proteiny warzywne, z silikonów amodimethicone, który moje włosy lubią.
Sam produkt jest mało wydajny jeśli chodzi o długie włosy, na szczęście cena jest przystępna 9zl/200ml.
Działanie: Tymczasem stosowana z różnymi szamponami, w najróżniejszych kombinacjach powodowała u mnie w najlepszym razie ładny wygląd fryzury na maximum dobę czasu, z kolejnymi godzinami moje włosy zmieniały się w kupkę smalcu, podczas gdy końcówki doznawały takiego przesuszenia, jakiego chyba jeszcze nigdy nie widziałam! Miałam wręcz wrażenie, jakby końcówki mi zanikały z grubości! Robiły się cieniutkie i prawie przezroczyste! Do tego powyginane, powyłamywane...horror.
Bywało też tak, że odżywka nie robiła nic- zupełnie jakbym jej nie nałożyła.
No i bywały też sytuacje, gdy włosy po wyschnięciu stawały się zelektryzowaną, sztywną końcówkami kupką siana ;D
Włosy co prawda się po niej dobrze rozczesują, ale z każdym kolejnym stosowaniem miałam uczucie, jakby zostały czym oblepione- taka gumowa warstwa wyczuwalna podczas szczotkowania ;/
Dawno nie spotkałam tak źle wpływającego na moje włosy produktu i dawno tak się nie zawiodłam na opinii innych...Oczywiście wiadomo, gdzie mogłabym sobie wsadzić obiecanki producenta ;/
Nie polecam i przestrzegam...
Ps. Włosy oczywiście po sesji maskowej wróciły do stanu przed GD, a może i lepszego, L'Oreal pod tym względem mnie nie zawiódł <3

Znacie? Pasowała Wam?





wtorek, 14 stycznia 2014

Miss Sporty metal flip 020 i Golden Rose jolly jewels 106

Witajcie!
Straszliwe mam wyrzuty sumienia, że ostatnio tak rzadko coś dla Was piszę ;( Mogę tylko mieć nadzieję, że za jakiś czas się to zmieni, na razie praca i życie prywatne są najważniejsze, ciągle coś się dzieje (pozytywnego! ;)).
Strzeliłam nowe pazurki. Wróciłam do kształtu migdał/sztylet, bo jakoś lepiej się w nim czuję, bardziej kobieco i sexi ;) Zakochałam się w lakierach lustrzanych/metalach <3 czaję się na serię Wibo mirror (róż będzie mój, szkoda że jest tylko 3 kolory ;(), jestem już posiadaczką kilku metalicznych odcieni od MS. Dziś przedstawiam śliczny liliowo-turkusowy 020. W świetle dziennym jest zdecydowanie jakby różowo-seledynowy, w sztucznym, wieczornym robi się liliowo-błękitny.
Zdjęcia nie ukazują tych zmian kolorystycznych.
O GR JJ nie będę się rozpisywać, bo już go pokazywałam TU.





Lubicie lakiery "lustrzane"?
Ps.Wiem, że pewnie wiele z Was polowało (tak jak ja) na nową serię lakierów brokatowych od Miss Sporty Oh my gem!


Poszła fama, że będą dostępne tylko w małych niesieciowych drogeriach, co jest nieprawdą, bo dziś trafiłam świeżutki sort w moim Rossmannie i zakupiłam 2 kolorki ;) Chodzą po niecałe 9zl. Skusiłam się też na żelowy eyeliner z rozświetlaczem od MS, dodawali fajny pędzelek w zestawie to zobaczymy ile to warte ;) 15zł nie majątek. Pierwsza próba "robocza" jest taka, że jak maznęłam kreskę czernią na dłoni, tak myłam już ręce mydłem z 5 razy i dalej nie mogę zmyć tej kreski ;P
Buziaki Kochani i do następnego!

wtorek, 7 stycznia 2014

Drogocenny olejek arganowy Bielenda

Dziś opowiem Wam o ciekawym olejku 3w1.
Podczas używania go miałam mieszane uczucia, raz się sprawdzał innym razem nie, wręcz była tragedia, niemniej kiedy znalazłam na niego sposób, w ostatecznej opinii uważam go za małe cudo ;)


Moje włosy "olejowania" nie lubią. Efekty są albo żadne albo extra puch i szczotka ;P Od dawna jednak szukałam czegoś, co mogłabym stosować na końcówki włosów, co nie byłoby napchaną silikonami bombą marketingowo nazywaną olejkiem/jedwabiem/serum itp.
Mimo niezachęcającej ceny ( 20zł za 150ml, przy czym musimy zużyć w 3 miesiące!) postanowiłam spróbować, chyba głównie dlatego, że lubię markę Bielenda i do tego zachęcił mnie skład- jest naprawdę porządny.
Składowo olejki już od pierwszego miejsca plus inne fajne rzeczy: olej sojowy, olej arganowy, oliwa z oliwek, masło kakaowe, witamina E, skwalen (lipid).


Producent mówi o stosowaniu go do twarzy, ciała i włosów.



Ja ograniczyłam się do ciała i włosów.
Jeśli chodzi o ciało to stosowałam go przed kąpielą na nogi (mam wyjątkowo suchą skórę w tych partiach), sprawdzał się, dobrze nawilżał i uelastyczniał skórę.
Na włosach w zamierzony przeze mnie sposób się nie sprawdził.
Stosowany na włosy mokre/wilgotne, po wyschnięciu dawał koszmarny efekt posklejanych końcówek, a nawet pasm włosów ;/ Na włosach suchych było lepiej, choć po około godzinie od aplikacji czułam nieznośny zapach zjełczałego oleju ( właśnie to mi przeszkadza w całej idei "olejowania", inni tego nie czują, a ja nawet po umyciu włosów tak)...
Pomyślałam więc, że trudno, wobec tego zużyję go do ciała...
Kiedy jednak pojawił mi się po nietrafionym szamponie problem łupieżowy, postanowiłam użyć go na suche włosy jako ochrony przed szamponem przeciwłupieżowym (one dopiero robią z włosów siano ;P) i bingo! Sprawdził się genialnie! Włosy po umyciu i wyschnięciu są miękkie, końcówki gładkie i nieprzesuszone.
Dziś nie wyobrażam sobie umyć głowy szamponem przeciwłupieżowym i nie nałożyć wcześniej tego olejku na długości i końce <3 O dziwo, po zmyciu go szamponem, zapach "paszy" nie zostaje na włosach ;)
Bardzo też cenię sobie jego opakowanie- rozwiązanie z końcówką  natural spray jest boskie! Mogę napsikać na dłonie tyle ile dokładnie potrzebuję i aplikować na końcówki partiami, nie zdarzyło mi się przesadzić z ilością.
Sam zapach olejku jest świetny- coś jak nuta korzenna z cynamonem, kojarzy mi się ze świętami.

Podsumowując, dziś jest to dla mnie produkt niezastąpiony, uwielbiam go za skład, zapach i działanie- zwłaszcza na łydkach ;D na włosach sprawdza się w opisany przeze mnie sposób, ale i tak jest to jakiś postęp, bo dotąd nie służyło mi nic innego olejkowego na włosy.
Chociaż nie używam go w zamierzony przeze mnie z góry sposób, jestem zadowolona i na pewno przetestuję też wersje awokado i brzoskwinia.
A jako idealne "serum"/"jedwab" na końcowki znalazłam już inny produkt, o którym napiszę za jakiś czas ;)
Polecam!

Ps. Znacie drogocenne olejki Bielendy? Jaka jest wasza opinia? Jak ich używacie?

piątek, 3 stycznia 2014

Garnier color naturals 8 jasny blond

Witam się pierwszym postem w roku 2014 ;)

Dziś pokażemy Wam efekty po farbie Garniera.
Znana już Wam Asia po kąpieli rozjaśniającej przetonowała rudawy kolor 8ką (jasny blond) z serii naturals. To kolor, który promuje Ania Przybylska. Z początku, pewnie jak większość z Was, nie mogłam przekonać się do nowej odsłony Ani P., którą wielbię w każdym centymetrze jej jestestwa, jednak dziś jestem pewna, że jej metamorfoza była doskonałym posunięciem- odmładza ją, dodaje dziewczęcego uroku i delikatności.
Naszej Asi-modelce też niczego nie brak i ślicznie wygląda w tym naturalnym blondzie ;) W ogóle w większości blondów, za to niespecjalnie podoba mi się w brązach, które ją gaszą i postarzają o dobre kilka lat ;( Asieńka błądziła kolorystycznie, ale  na szczęście wróciła do blondów ;*
Farba nie wysuszyła, nie pogorszyła stanu włosów, kolor wyszedł równy.
I wcale nie jest to  ciemny blond w kolorze błota jak ktoś gdzieś napisał ;/
Polecamy!




Ps. Czy Wam też bloger wciąż sygnalizuje jakiś kod błędu???